Te okrycia idealnie chronią przed chłodem, szczególnie wieczorami. Do tego są bardzo ładne, a nawet i seksowne, zwłaszcza krótkie szlafroki z satyny i koronki. Panie najczęściej decydują się jednak na te ciepłe i miłe w dotyku – i słusznie! Dokładna data wygodnej nocnej odzieży nie jest znana. Zakłada się, że szlafroki pojawiły się około XVIII wieku we Francji, gdzie wieczorem nakładano narzutki na koszule nocne. Wtedy mówiono na nie peignoir – w przypadku panów i bojour – w przypadku pań. Samo słowo „szlafrok” pochodzi zaś z Niemiec (od „schlafrock” – czyli spać). Zakłada się więc, że wówczas narzutki te noszone były jedynie wieczorem, a nie jak dzisiaj – wieczorem i rano.
W Polsce w latach ’50 XX szlafroki stały się bardzo popularne. Wiele osób nie chciało jednak, by przyjemne narzutki miały niemiecką nazwę (szczególnie, że po wojnie wciąż stosunki z sąsiadami były napięte). Więc w tygodniku Przekrój ogłoszono konkurs na nazwę tegoż właśnie odzienia. Wówczas zwyciężyła „podomka” i trzeba przyznać, że wiele pań do dziś używa w swoich domach tego właśnie określenia. Puryści językowi zachęcali także do nazwy „okryjciałko”, jednak całkowicie się ona nie przyjęła, aczkolwiek trzeba przyznać, że brzmi dość zabawnie.
Szyte są z przeróżnych materiałów – satyny, jedwabiu, żakardu, mikrofazy, bawełny. Jednymi z popularniejszą są niewątpliwie te zrobione z weluru. Jest to materiał należący o grupy pluszów – miękki, puszysty i bardzo przyjemny. Dobrze chroni w chłodne wieczory, nie drażni skóry. Jeśli chodzi o długość, to z pewnością najwięcej jest modeli sięgających do kolan, aczkolwiek są i krótsze (tuż za pośladki) i dłuższe (do samych kostek). Zdarzają się też szlafroki welurowe nieco odbiegające od tych tradycyjnych, czyli wiązanych na pasek , które są zapinane na zamek. Są jednak mniej popularne. Jeśli chodzi o kolorystykę i wzornictwo, to panuje tu pełna dowolność – od jednolitych, po wielokolorowe, z naszywkami bądź bez, jak kto lubi.